Piękne dni zaczęły się w Tiszacsege...
Na tłumnych placach przepięknego miasta
W swej samotności bez celu się snuję.
Serce me czarną depresją zarasta,
Niebo pochmurne tylko wie, co czuję.
Życie bez Ciebie - to pustka bez granic:
Na martwym stepie nawet ptak nie kwili.
Zaś życie z Tobą - jej serce złamane,
Poczucie winy, żywe w każdej chwili.
Kto mi wybaczy, gdy w taką godzinę,
w wątłości ducha i w serca małości
Zostawię Ciebie - i ją - a sam zginę,
Bo już przed sobą nie widzę przyszłości.
Niech Twe przekleństwo ściga mnie przez wieki,
Bo gdy przeklinasz - wiem, że ciągle kochasz.
I niechaj więcej nie zmrużę powieki,
Kiedy w ukryciu przed światem - Ty szlochasz.
Niechaj łza każda będzie Ci Gangesem,
rzeką odnowy, co obmywa grzechy.
I wciąż się modlę, by przed życia kresem,
Pan Ci zabłysnął jutrzenką pociechy.
Jak Pan pozwoli, jeszcze się spotkamy,
Nie w tym, to w innym żywocie, lub w raju.
I może wzrokiem się nie rozpoznamy,
To przecież serca się nasze poznają.
Strasbourg, 27 lutego 1999